Na razie krótki meldunek bo jestem w środku niczego więcej internet tylko po sieci komórkowej (o ile zadziała). Jestem na Islandii, wszystko ok, a Wyspy Owcze to przy Islandii pikuś. Co udowodnię zdjęciami.
Wreszcie mogę opisać pierwsze wrażenia. Ale najpierw był rejs (bardzo spokojny, prawie wcale nie kołysało), a potem tradycyjna już szczegółowa kontrola celna (byłem na czarnej liście pasażerów, podpatrzyłem). Ale było w miarę szybko i miło, a że piesek wszędzie węszył za narkotykami - cóż, norma. Widocznie jestem podejrzany za wygląd, pochodzenie i co tam jeszcze.
A potem był pierwszy krok na islandzkiej ziemi, dokładnie w miasteczku Seyðisfjörður, gdzie znajduje się przystań promowa. Miasteczko powstało w 1895 roku jako baza rybacka norweskiej firmy połowowej. Dosłownie powstało (i to w ciągu kilku tygodni), gdyż wszystkie domki przywieziono w postaci gotowych elementów (coś jak IKEA tylko na większą skalę). Stąd też dość jednolity charakter zabudowy. Niektóre domki to istne cacka. No i Błękitny Kościółek (Blaa Kirkjan), miłośnikom Sigur Rós i filmu Heima znany jako miejsce wykonania utworu Dauðalagið.
|
Pierwszy krok na islandzkiej ziemi |
|
Blaa Kirkjan |
|
Urząd gminy policja, poczta itp. |
|
Szkoła |
Potem ruszyłem w głąb lądu. Oczywiście już po 5 kilometrach trzeba się było zatrzymać, bo pojawił się pierwszy wodospad Gufufoss. Obok zresztą dwa mniejsze, a wszystko otoczone niezmierzonymi połaciami porośniętymi półmetrowej grubości dywanem z mchu, wrzosów, rozchodników i wszelakiego innego runa. A kilka kilomeytrów dalej i wyżej co? Ano Alpy islandzkie.
|
Wodospad Gufufoss |
|
Droga do Egilstaðir |
A potem już było tylko coraz piękniej. Powiem tak - Wyspy Owcze były piękne - ale na swój klaustrofobiczny sposób. Tam wszystko było ach, ale zamknięte na małej przestrzeni i w miarę jednolite. Tu jest po prostu wszystko - przestrzeń wypełniona coraz to innymi rodzajami krajobrazu. Chcesz księżycowy? Proszę bardzo, patrz na lewo. Chcesz marsjański - nie ma sprawy, patrz na prowo. A za chwilę może być wenusjański, Saturn jak żywy albo poczciwe wyschnięte łąki. Do wyboru, do koloru. A do tego zrobiła się przyjemna pogoda, około 14 stropni ciepła, lekki wiatr, żadnych szaleństw w stylu farerskim. Zresztą co ja będę gadał, patrzcie.
|
Bezkresne pustkowie |
|
Rzeka Jökulsá |
|
W takiej scenerii krupniczek
smakuje podwójnie |
|
Rzeka obok mojej farmy |
|
Muzeum Bustarfell |
|
Droga do Síreksstaðir |
|
Pierwsze islandzkie Światełko dla Cioci |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz