środa, 23 maja 2012

Dzień 13 Síreksstaðir (IS)

Na razie krótki meldunek bo jestem w środku niczego więcej internet tylko po sieci komórkowej (o ile zadziała).  Jestem na Islandii,  wszystko ok,  a Wyspy Owcze to przy Islandii pikuś. Co udowodnię zdjęciami.

Wreszcie mogę opisać pierwsze wrażenia. Ale najpierw był rejs (bardzo spokojny, prawie wcale nie kołysało), a potem tradycyjna już szczegółowa kontrola celna (byłem na czarnej liście pasażerów, podpatrzyłem). Ale było w miarę szybko i miło, a że piesek wszędzie węszył za narkotykami - cóż, norma. Widocznie jestem podejrzany za wygląd, pochodzenie i co tam jeszcze.

A potem był pierwszy krok na islandzkiej ziemi, dokładnie w miasteczku Seyðisfjörður, gdzie znajduje się przystań promowa. Miasteczko powstało w 1895 roku jako baza rybacka norweskiej firmy połowowej. Dosłownie powstało (i to w ciągu kilku tygodni), gdyż wszystkie domki przywieziono w postaci gotowych elementów (coś jak IKEA tylko na większą skalę). Stąd też dość jednolity charakter zabudowy. Niektóre domki to istne cacka. No i Błękitny Kościółek (Blaa Kirkjan), miłośnikom Sigur Rós i filmu Heima znany jako miejsce wykonania utworu Dauðalagið.

Pierwszy krok na islandzkiej ziemi

Blaa Kirkjan

Urząd gminy policja, poczta itp.

Szkoła

Potem ruszyłem w głąb lądu. Oczywiście już po 5 kilometrach trzeba się było zatrzymać, bo pojawił się pierwszy wodospad Gufufoss. Obok zresztą dwa mniejsze, a wszystko otoczone niezmierzonymi połaciami porośniętymi półmetrowej grubości dywanem z mchu, wrzosów, rozchodników i wszelakiego innego runa. A kilka kilomeytrów dalej i wyżej co? Ano Alpy islandzkie.

Wodospad Gufufoss

Droga do Egilstaðir
A potem już było tylko coraz piękniej. Powiem tak - Wyspy Owcze były piękne - ale na swój klaustrofobiczny sposób. Tam wszystko było ach, ale zamknięte na małej przestrzeni i w miarę jednolite. Tu jest po prostu wszystko - przestrzeń wypełniona coraz to innymi rodzajami krajobrazu. Chcesz księżycowy? Proszę bardzo, patrz na lewo. Chcesz marsjański - nie ma sprawy, patrz na prowo. A za chwilę może być wenusjański, Saturn jak żywy albo poczciwe wyschnięte łąki. Do wyboru, do koloru. A do tego zrobiła się przyjemna pogoda, około 14 stropni ciepła, lekki wiatr, żadnych szaleństw w stylu farerskim. Zresztą co ja będę gadał, patrzcie.
Bezkresne pustkowie

Rzeka  Jökulsá 

W takiej scenerii krupniczek
smakuje podwójnie

Rzeka obok mojej farmy

Muzeum Bustarfell

Droga do Síreksstaðir 

Pierwsze islandzkie Światełko dla Cioci

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz